60. (Nie)postępy na budowie
Moja dzisiejsza wizyta na budowie oprócz radości ze wstawionego okna przyniosła też mnóstwo nerwów... Kilka historii:
1. W środę gdy byłam na budowie umawiałam się, żeby na 9 ktoś był na budowie, bo przyjedzie Pan od okien i nie będzie miał mu kto otworzyć. "Tak tak pani bellino, my już od 8 jesteśmy i działamy więc spokojnie ktoś będzie". I jeszcze wczoraj rozmawialiśmy i potwierdzili że będą o 8. Ja mówiłam że będę ok. 9:30-10. Dzisiaj ok. 8:30 wyjeżdżam sobie na budowę z mojego mieszkanka i po 15 minutach auto zaczęło mi szwankować, więc musiałam się wrócić i wziąć drugie. Przepakowałam rzeczy i pojechałam. Dzwoni do mnie o 9:10 monter okien że on czeka i nie ma jak wejść. Ja zdziwiona pytam czy dom jest zamknięty, bo na 8 miele być panowie hydraulicy. No zamknięty... Ja nie będę wcześniej niż za 40 min, więc dzwonię do instalatora, ten nie odbiera ode mnie. Kłębią się we mnie już nerwy bo nie wiem co robić. Facet tam czeka, nikogo nie ma, ja mam klucze no i co robić? Z głębin pamięci wyciągnęłam nazwisko wspólnika instalatora i zadzwoniłam do męża żeby znalazł mi do niego numer. Dzwonię i niestety oni nie są razem, ale postara się dowiedzieć co i jak. Po 2 min dzwoni instalator że już jedzie. Ufff myślę :) Jadę dalej, aż 10 min przed dojazdem dzwoni właścicielka firmy okiennej gdzie ktoś jest bo panowie czekają już 40 min a nikogo nie widać. Powiedziałam że będę za 10 min. Zajeżdżam na budowę i na szczęście już dojechał instalator i otworzył panom drzwi. Przeprosiłam panów bardzo za niedogodności bo gdybym wiedziała że tak będzie to sama bym przyjechała na 9 i nie byłoby problemu! Powiedzieli, że nic się nie stało. Ale nie uwierzycie jakież słowa wydał z siebie instalator: "No bo myślałem, że na 10... Ale nic się nie stało, nikt nie odjechał" Noż ty myślę... Poszłam do panów na górę, a on sobie pojechał. Nie powiedział gdzie ani za ile będzie a mieliśmy ustalić kilka kwestii. No ale miałam swoje zajęcia więc się nie przejęłam. Jak godzinę nie wracał a ja już pokończyłam zajęcia to dzwonię kiedy będzie. Raz - nie odbiera, dwa - też nic... Myślę - dzwonię do wspólnika spytać czy może się spotkali, bo ustalenia trzeba zrobić, jego nie ma i nie odbiera. Dzwoni za chwilę, że jest w hurtowni i będzie za niedługo. No to czekam... Aż zadzwonił że nie przyjedzie bo dziecko do szpitala musi zawieźć i że zadzwoni wieczorem...
Ehh... Ja to mam szczęście... No ale przypadek losowy - znam to z doświadczenia więc ok. Ale nie odbierania telefonów to nie rozumiem. Jak nie mogę rozmawiać, to robię zajęte i tyle. A jak nie odebrałam to oddzwaniam. I jak się umawia to się jest.
2. Co mnie zdenerwowało bardziej? W środę pilnowałam sobie montażu kominka i pojechałam do domu ok. 14. I wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy dzisiaj zastałam DOKŁADNIE TAKI WIDOK JAKI ZOSTAWIŁAM W ŚRODĘ! Oni przez te 2,5 dnia NIC nie ruszyli!! No jak tak można? A śmieszne jest to, że pierwotnie w poniedziałek miały być wylewki. Teraz już sobie na środę przesunęli a jak tak dalej pójdzie to i na piątek nie będzie... Więc zapobiegawczo zadzwoniłam do pana od wylewek żeby się z nim umówić na jakiś termin żeby mieli nad sobą bat w postaci terminu. No ale pan się kurczowo trzyma zasady że jak skończą instalatorzy to on wejdzie. Więc umówiłam się z nim wstępnie na czwartek, a instalatorom powiem że ma być praca skończona do środy i basta! Dziś wieczorem mam nadzieję wyjaśnić tą kwestię.
3. Hurtownia... Dachówka miała być zabrana w środę lub czwartek. No dziś jakby nie było mamy sobotę a dalej stoi na budowie... Więc dzwonię do nich z pytaniem kiedy zniknie. Zapisali mnie na wtorek w grafiku dostaw i już NA PEWNO będzie we wtorek zabrana. Zobaczymy... Spytałam również jak to się stało że nie dostałam całego zamówienia? Najpierw pan tłumaczył że mają w systemie błędy i pokazuje im, że coś jest na stanie a fizycznie tego nie ma. No ok. A jak pan mi wyjaśni że dzień wcześniej towar dla mnie został sprzedany komuś innemu? Ah, no bo pan który przyjął zamównienie nie wklepał go w system i nie zablokował materiału i został sprzedany. Błąd pracownika - ot co :) Mam nadzieję, że upust za te "błędy" się wynegocjuje. A swoją drogą koniec współpracy z nimi, bo ja nie mam zamiaru się tyle denerwować przez takich ludzi.
4. Ocieplenie - Od czwartku miało już ruszyć z kopyta, styropian przyjechał. No ale... Wykonawca ma problem z poprzednim inwestorem, który wymaga od niego rzeczy niestworzonych jak np. szczelina między płytami ocieplenia nie może być większa niż grubość kartki papieru (chodzi i wkłada tą kartkę między płyty!), nie może być nigdzie użyta pianka, nie może być szpalet przy oknach, bo płyty muszą być tak dosunięte... Oj dużo tego jest. Wykonawca walczy z kolesiem już tydzień, a tamten ciagle znajduje coś nowego i wymyśla, a on jak głupi poprawia w kółko i nie dość, że nie dostał żadnych pieniędzy za materiały i robociznę, to ciągle na poprawki wydaje więcej... W poniedziałek ma dojść do konfrontacji dwóch kierowników budowy (wynajętego przez wykonawcę z tym inwestora) i zobaczymy co powiedzą. A ja czekam... Materiał leży samopas na budowie, a ja czekam i czekam i czekam.... Jak to śpiewał Grzegorz Turnau :)
Ehhh.... Wygadałam się i mam nadzieję, że mnie nie zjecie za te opisy moich przygód :)